Gdybym był samorządowcem i usłyszał z ust osoby, która mówi o sobie, że ma wieloletnie doświadczenie nauczyciela i samorządowca,
która mówi, że przemyślała, opracowała, policzyła i wdrożyła reformę oświaty, że
w subwencji oświatowej na rok 2017 są środki na jej reformę
(w domyśle likwidację gimnazjów i powołanie 8-klasowych szkół podstawowych - przystosowanie ich do nowej sytuacji),
to uznałbym, że w tym przypadku bezczelność przekroczyła wartość krytyczną.
Jako samorząd, zaskarżyłbym ustawę budżetową na rok 2017 do Trybunału Konstytucyjnego, za jej
niezgodność z art. 28 ust. 1
ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego,
nie dlatego, że nie ma w subwencji oświatowej ani grosza na wdrożenie tej reformy, ale dlatego,
że w niedostateczny sposób rekompensuje ona samorządom wzrost wydatków na oświatę z tytułu ustawowego wzrostu wynagrodzeń nauczycieli.
Pytanie: o jakim reformatorze, i to z wieloletnim doświadczeniem nauczyciela i samorządowca, jest tu mowa?
Mark Twain powiadał, że łatwiej jest oszukać człowieka, niż przekonać go do tego, że został oszukany.
Czy miał/ma rację? Jeżeli miał/ma rację, i ludzie o tym już wiedzą i to od ponad stulecia,
to dlaczego nadal oszustom jest łatwiej ludzi oszukać, niż przekonać ich do tego, że zostali oszukani?
Czyżby ludzie w swojej masie nadal byli mało spostrzegawczy?